11 lipca 2022

[Literacki Dzień Matki] "Wychowywałam się na wsi, rzadko kto miał wtedy książeczki na własność. Dopiero kiedy rozpoczęłam naukę, w naszym domu zaczęły pojawiać się książki". Anna Mituła

 

Kochani!

Finał cyklu literackiego "Literacki Dzień Matki". Zamykają go wspomnienia Anny Mituły, współautorki książek dla dzieci "Z pamiętnika misia Porzucka" oraz "Miś i Czarodziejka". Zapraszam do lektury! 





***

W moim domu nikt nie czytał mnie i rodzeństwu (mam siostrę i brata) ani książek, ani żadnych czasopism, nikt nie brał mnie na kolana, nie mówił jak bardzo mnie kocha, choć przecież z pewnością nas kochali. Wychowywałam się na wsi, rzadko kto miał wtedy książeczki na własność. Dopiero kiedy rozpoczęłam naukę, w naszym domu zaczęły pojawiać się książki. Mama, mimo że kiepsko staliśmy finansowo, dbała o to byśmy mieli każdą lekturę, pracowała w mieście, zaglądała do antykwariatów, bo o nowe książki było bardzo trudno, no i tam zdobywała dla nas przeczytane już przez kogoś wcześniej pozycje.

Bardzo często to od nas inni pożyczali lektury, czasem nie wracały, bo nie wszyscy nasi znajomi przywiązywali wagę do książek. Kiedy prosiłyśmy z siostrą o zwrot, odpowiadali, że nie pożyczali. Do dzisiaj mi przykro, że nie odzyskałyśmy wielu z nich. Mama naprawdę ,,żyłowała", by je kupić. Do dziś mam tak, że przeglądam olx, czy pchle targi w poszukiwaniu książek za symboliczne złotówki, żal mi, że ktoś wyzbywa się Norwida, Sienkiewicza, Mickiewicza czy Słowackiego w pięknych wydaniach. Dla mnie te i inne nazwiska zostały w sercu. Ostatnio kupiłam ,,całe łóżko” (śmiech) takich książek (50 sztuk) za 50zł, w tym polskich klasyków w płótnie, jak i zagraniczne np. ,,Wichrowe wzgórza".

Mama przez dwa lata pracowała w bibliotece, sama przyznaje, że nie czytała, zastanawiałam się, jak polecała czytelnikom? Podobno wystarczyło przeczytać z tyłu krótką recenzję. Od kilku lat pochłania książki, ma dużo wolnego czasu, potrafi 400-ta stronicową książkę przeczytać w jeden dzień. Nadrabia tamten czas. Torbami przywozi książki z biblioteki do domu, a ojciec sprząta chałupę 😊 Poza mamą wpływ na mnie miała ciocia i wujek, pracowali w domu dziecka ich dom był pełen książek, w każde wakacje bywałam u nich, mieli starsze ode mnie córki i część książek dla dzieci dostaliśmy od nich, pierwszą którą przeczytałam to ,,Miś zwany Paddington" i o słoniu, który mieszkał u chłopca na balkonie, nie pamiętam tytułu, ale okładkę tak, była czarna, z rysunkiem chłopca i słania. Były też krótkie książeczki z serii ,,Poczytaj mi mamo". Od 4 klasy zaczęłam jeździć do cioci pilnować młodszych kuzynów, no i o co poprosiłam wtedy? O książki. Za każdym razem, gdy dostałam od nich trochę pieniędzy kupowałam książki. Jako pannica w szkole średniej, podobnie. Lubiłam i lubię czytać. Od początku kupowałam moim dzieciom książeczki, dziś wnukom, na każdą okazję i tak to zostało już u nas. Na gwiazdkę Magda i Matej (moje dzieci) pisali np. po pięć tytułów książek, które chcieliby dostać, a Mikołaj wybierał sobie jeden z nich i przynosił. Każdy z nich czyta różne, każdy z nich ma swoją biblioteczkę. Staszka - wnuka, który nie ma dwóch lat jeszcze zabieram do biblioteki, bardzo lubi te wypady, uwielbia książeczki sensoryczne.

Jestem też nauczycielem klas 1-3, kiedy siadam na dywanie z dzieciorkami i czytam im, to po chwili wiem, w którym domu czyta się dzieciom książeczki. Ostatnia klasa, ta której bohaterowie występują w Porzuckowych przygodach, to mega czytelnicy. Dziewczynka w drugiej klasie z przeczytanymi wszystkimi częściami "Harrego Pottera", czy "Magicznego drzewa".

Dziś dzieciaki mają zdecydowanie łatwiejszy dostęp do książek, pięknie wydanych pozycji, ale to od nas - dorosłych zależy, czy zasiejemy w nich to ziarno.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz