27 września 2022

[O czy Ty, Człowieku, opowiadasz...] Monika Pertek-Koprowska

 

Kolejna odsłona cyklu "O czym Ty, Człowieku, opowiadasz...". Dzisiaj Monika Pertek-Koprowska, która sama o sobie pisze:

"Błękitna Monika – poetka, redaktorka, korektorka. Logopedka. Była nauczycielka. Introwertyczka i dusza towarzystwa. Połączenie lęku i energii. Matka, żona i sprzątaczka, kucharka z konieczności".

Zapraszam do lektury!

A, jeśli są autorzy, którzy chcieliby wziąć udział w moim cyklu, zapraszam do kontaktu.




Słowo to myśl, tylko wypowiedziana. Ma wielką moc – twórczą i destrukcyjną, dlatego powinno być używane z rozwagą. Kocham słowo „niebieski” i często go używam w pozdrowieniach w przeróżnych konfiguracjach.

Nie czuję się na tyle kompetentna, by tworzyć własne definicje, więc moje pojęcie kultury słowa nie różni się za bardzo od jej podstawowego znaczenia. Na pewno jest to używanie języka empatii. Nie można posługiwać się słowem, by kogoś ranić. Nie jestem purystką językową i cenię swobodę wypowiedzi. Oczywiście ton, dobór słów i okoliczności są ważne, ale nie rażą mnie drobne uchybienia językowe, jeśli nie są wyrazem braku szacunku dla słuchającego.

Cechą języka jest to, że się zmienia, więc to jest dobre. Niepokoi mnie natomiast tendencja do skrótowości, która manifestuje się w mówieniu do siebie „szyfrem”. O ile jest to dla mnie zrozumiałe w mowie codziennej, potocznej, o tyle w literaturze wydaje mi się czasami profanacją literatury jako sztuki.

Kolejny problem to wulgaryzmy, które, mam wrażenie, stały się wyznacznikiem „prawdziwości”. I tutaj podobnie – rozumiem, że czasami są potrzebne, bo wzmacniają wypowiedź, ale nie zawsze trzeba „wzmacniać”. Dobra fabuła obroni się sama prostotą języka, a złej nie uratują nawet soczyste wulgaryzmy.

Piszę głównie wiersze, więc planów ani researchu nie robię, choć zdarza mi się to podczas pisania tekstów blogowych, głównie relacji z podróży. Jestem przekonana, że plan pomaga w tworzeniu, świadczy o wysokiej świadomości warsztatowej pisarza. Sam pomysł i natchnienie oraz talent nie zawsze wystarczają.

A dlaczego piszę? Bo chcę, bo coś mnie w tym kierunku pcha, bo to lubię. I przede wszystkim dlatego, że dzięki temu poznaję siebie, wyrażam siebie i mogę być jedyna, bo akt twórczy jest tylko mój.

Pierwszy raz, kiedy wyszłam ze swoją poezją do obcych ludzi, to był moment utworzenia fanpage’a Wierszosnucie. Bałam się bardzo, miałam ochotę się schować w kącie, co kilka minut pojawiała się myśl, by wszystko usunąć. Ale początki są zawsze trudne. Przeżyłam i nie stało się nic strasznego. Z czasem fanpage zmienił się w mój osobisty pamiętnik. Teraz coraz rzadziej pojawiają się tam wiersze, bo nie chcę już wrzucać każdego, który się urodzi. Dopracowuję nowe i trzymam w pliczku. Może powstanie kiedyś z tego tomik.

Ten prawdziwy debiut – wydawniczy, książkowy –pamiętam bardzo dobrze. To było tak ważne wydarzenie, że nie sposób zapomnieć. Ma się wtedy tyle marzeń, oczekiwań, nadziei. Miałam to szczęście, że zdążyłam przed pandemią i mój tomik pojawił się na świecie podczas Targów Książki w Poznaniu. Miałam tremę, nie wiedziałam, jak zachowuje się poetka po debiucie, a wokół było wielu obcych ludzi i wiele książek. Do tego podpisy, dedykacje. Nie zostałam celebrytką, ale czułam się jak jakaś gwiazda :)

Teraz, kiedy patrzę wstecz, już całkiem poważnie mogę stwierdzić, że wydanie tomiku nie wpłynęło w żaden sposób na moje życie. Jest tak, jak było. Znajomi, rodzina wiedzieli od dawna, że piszę, więc wydanie było tylko przypieczętowaniem wielu lat wierszowania. Niektórzy kupili, inni gratulowali, jeszcze inni obiecali, że kupią, i nie kupili.

Już nie mam wielkich złudzeń. Teraz pisać i wydawać może każdy, więc traktuję to jak przygodę. Nie mam w sobie jakiejś siły, która pcha mnie do wydawania. Debiut tak naprawdę otworzył mi oczy, pokazał ten świat, który wcale nie jest bajkowy. Zrozumiałam, czego chcę od pisania, w jakim kierunku jako poetka, pisarka, użytkowniczka słowa chcę podążać. To jest cenne doświadczenie.

Nie spotkałam się dotąd z krytyką swoich tekstów. Bardzo się z tego powodu cieszę, choć zdaję sobie sprawę, że to jest związane z liczbą moich czytelników. Jestem nastawiona na relacje i moje teksty czytają ci, którzy chcą je czytać. Nie zawsze rozumieją, nie każdy pewnie do nich trafia, ale nie mają powodu do krytyki.

Oczywiście krytykę konstruktywną potrafię znieść, bo uzasadnienie to dla mnie podstawa. Na pewno nie jest to uczucie, za którym się tęskni, ale krytyka przyjęta na chłodno, przeanalizowana ma wiele zalet. Najważniejsze, by była życzliwa, a nie w hejterskim tonie. Nie wszystko musi się nam podobać, ale i nie wszystko, co nam się nie podoba, musi być skrytykowane.

Moje pisanie jest bardzo związane z moją osobowością, zawsze sięgam do emocji, więc każda historia w jakiś sposób mnie dotyka. Czasami uczucia są tak silne, że nie jestem w stanie dokończyć opowieści. Niekiedy przerywam albo zmieniam treść, nastrój, sięgam do innych środków wyrazu, żeby nie przesycić tekstu skrajnością. Te momenty zatrzymania bolą, ale jednocześnie budują twórczą dojrzałość. Wiem, po co mogę sięgać i jak daleko. Wiem, gdzie są granice i uczę się je przekraczać nie tylko w pisaniu, ale też w sobie.

Lubię poznawać nowych poetów, choć nie wszystkie współczesne wiersze rozumiem. Ale lubię odkrywać nowe formy, bo rozwijają moje spojrzenie na wymiar poezji, na jej zasięg.

Kocham Grecję, więc ostatnio wyszukuję książki związane z tym krajem. Mam już długą listę i obawiam się, że będę musiała ją skracać albo modyfikować. Zaczytuję się w wierszach wybitnego Kawafisa. Kupiłam wydanie polsko-greckie i przy okazji poznaję język. Za kilka dni rozpoczynam kurs.

Ta grekomania poprowadziła mnie też w stronę wybitnego pisarza Lawrence’a Durella, który mieszkał kiedyś na Korfu. Jestem zachwycona jego stylem.

A od lat niezmiennie uwielbiam Schulza i ks. Twardowskiego. Z racji zawodu sięgam też po nowości wydawnicze, żeby orientować się w aktualnych trendach pisarskich.

Pandemia nie wpłynęła na moją twórczość w żaden sposób. A przynajmniej ja tego nie zauważam. Nie pisałam o tym, nie miałam ani żadnej blokady, ani jakiegoś napływu sił twórczych związanych z pandemią. Może dlatego, że to temat, który bardzo dzieli, a jestem teraz w miejscu, w którym najbardziej potrzebne mi jest wyciszenie i odcięcie się, przynajmniej pisarsko, od brudu świata.

W literaturze nie brakuje mi niczego. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że jest przesyt, zwłaszcza kiepskich treści. I kiepskich wydawnictw typu vanity. Trzeba się natrudzić, żeby pośród wielu tytułów wyszukać te wartościowe. I nie mam o to pretensji do autorów. Spełniajmy marzenia. Ale róbmy to dobrze. Najpierw słowo, potem zysk. Warto wiedzieć, czym są redakcja i korekta, i mieć pewność, że tego dopilnowaliśmy.

M.L. Czego Ci życzyć?

Dobrego życia.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz